Wiadomości

Piątek, 16 października 2020

Święto Szkoły w Olszance

Jak co roku na początku października obchodzimy Święto Szkoły. W tym roku obchodziliśmy je w dość nietypowy sposób. Ze względu na obostrzenia związane z COVID-19 nie odbyła się msza św. ani apel. Dnia 5 października nauczyciele przeprowadzili w klasach lekcję związaną z Patronem Szkoły –Świętą Kingą. Uczniowie przypomnieli sobie życie Świętej Kingi oraz legendę. Młodsi uczniowie po wysłuchaniu legendy, rysowali najciekawsze scenki związane ze Świętą Kingą. Na holu szkoły została przygotowana dekoracja upamiętniająca naszą Patronkę.

Przypomnijmy sobie Naszą Wielką Patronkę czytając poniższy wiersz:

KINGA

Miał młodą córkę węgierski król

świeżą jak kwiecie wiosennych pól.

Dobrą jak gołąb i piękną jak cud,

pełną jasnych i słodkich cnót.

 

Kochał ją naród, kochał i czcił.

Ojciec dla córki o szczęściu śnił,

a ona w kwieciu wiosennych lat,

Stróżem Aniołem była dla chat.

 

Gdzie smutku żale gdzie gorzka łza,

młoda królewna z pociechą szła.

Koiła bóle wśród czarnych strzech

i niosła im radość i śmiech.

 

A w Polsce kilka wieków wstecz,

Bolesław ujął berło i miecz.

Poddanym swoim ojciec nie pan

i dla swej skromności wstydliwym zwan.

 

I oto poznał królewicz młody,

węgierskie dziewczę, cudnej urody,

i posłał swaty po Kingę hożą,

aby mu była, kwiatem i zorzą.

 

Cieszą się wszyscy wierni poddani,

że im przybywa tak słodka Pani.

Wydaję ucztę węgierski król,

woła rycerzy na chleb i sól.

 

Z więzień i lochów w dniu wielkich łask

wychodzą nędzni na słońca blask.

Lecz oto trzeci kończy się dzień,

na zamku nocy zapada cień.

 

A król węgierski podniósłszy krusz

pora nam córko rozstać się już.

Kinga nad szybem podnosi dłoń,

Jasność niebieska zdobi jej skroń,

 

Ku niebu wznosi przeczysty wzrok

i zdjąwszy pierścień rzuca go w mrok.

Och moja ziemio w rozkwicie dnia,

pakt z tobą wieczny zawieram tu ja.

 

I czyni święty, serdeczny ślub,

wspomnienie moje- kochać po grób.

We wszystkich oczach zabłysły łzy

i pierś królowej, westchnieniem drży.

 

Że już od wszystkich ojcowskich kras

w obcą gdzieś stronę odjechać już czas.

Z mojego państwa wzdłuż i wszerz

z niezmiernych skarbów wybierz co chcesz.

 

Nim wyjedziesz jutro z ojcowskich bram,

jakiego żądasz wiano Ci dam.

Królewna z cicha odrzekła na to

jam z łaski Bożej aż zbyt bogatą.

 

Mężowi memu też nic nie trzeba,

prócz jednej tylko soli do chleba.

Pozwól mi ojcze z żup Twych rozległych,

wziąć, kilku ludzi w tej sztuce biegłych.

 

Niechaj pojadą do męża kraju

i niech w jego ziemi soli szukają.

Kopią żupnicy całe trzy dni

i oto w tej ziemi sól biała lśni.

 

Niosą do króla ten dziwny dar,

Królowa patrzy, to istny czar.

Poznała pierścień z rodzinnych żup,

którym z tą ziemią zawarła ślub.